piątek, 27 września 2024

Po XIX-tym










 

„Góry moje wierchy moje otwórzcie swe ramiona

Niech na miękkim z mchu posłaniu cichuteńko skonam

Ojcze mój halny wietrze powiej ku północy

Ciepłą drżącą swoją ręką zamknij zgasłe oczy…”

 

Takim smutnym cytatem rozpoczynam relację z XIX „Pożegnania Lata na Jasieniu” bo i ono samo smutno się rozpoczęło od ostatniej wspólnej drogi, od ostatniego pożegnania naszego kolegi Zbyszka, który zupełnie nagle nas wszystkich opuścił. Tuż po ceremonii pogrzebowej ruszamy w kameralnym, czteroosobowym gronie w drogę w Beskid Wyspowy. Wspominając poprzednie jasieniowe pożegnania docieramy na Przełęcz Przysłopek gdzie zostawiamy samochód i w dalszą drogę udajemy się pieszo. Startujemy żółtym szlakiem w kierunku Jasienia. Szlak opuszczamy na Polanie Okólczyskiej i dalej idziemy drogą stokową przez Polanę Pustki aby po niespełna godzinie nie męczącego spaceru dotrzeć do Polany Skalne. Chwila odpoczynku pod bacówką, która przez wiele lat gościła nas pod swoim jasieniowym dachem. Wędrujemy dalej na Kutrzycę, podziwiając rozległą panoramę zwieńczoną poszarpaną granią odległych Tatr. Polanę Wały osiągamy po kolejnych 20 minutach spaceru. Przed nami na polanę dotarli pozostali uczestnicy pragnący pożegnać w górach odchodzące lato. Rozpalamy niewielkie ognisko. Na polanie pojawiają się kolejni przygodni turyści. Zrobiło się kolorowo od rozbitych namiotów. Popołudnie mija nam przy ognisku, przy gitarach, przy śpiewie i rozmowach. Część uczestników udaje się jeszcze na Łąki by podziwiać przedostatni zachód słońca tego lata. Wieczór przy ognisku mile nam się przeciąga.

Niedzielny, dość rześki poranek budzi nas jeszcze przed wschodem słońca. Jeszcze chwila w ciepłych śpiworach, śniadanie, herbata i aby tradycji stać się miało za dość ruszamy zdobyć najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego czyli Mogielicę. Idziemy zielonym szlakiem trawersując Krzystonów. Po osiągnięciu wierzchołka przez Małego Krzystonowa schodzimy na Przełęcz pod Krzystonowem. Po godzinie osiągamy Polanę Stumorgową, a po następnych 30 minutach Mogielicę. Z nowej wieży widokowej napawamy się panoramą Beskidów, Pienin i Tatr. Wracamy na Polanę Wały. Cisza i spokój jaki panuje na Polanie Wały oraz ciepła aura sprawiają, że chciałoby się tu jeszcze zostać i nie wracać do zgiełku miasta. Niestety lato się kończy i nadchodzi też czas powrotu.

Do zobaczenia za rok na „XX Pożegnaniu Lata na…”

piątek, 10 marca 2023

Jeszcze zimowe, to Zimowe

Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5.03.2023. Wyjazd na etapie planowania to istne studium przypadku, co by to nie znaczyło, opcji, wariantów było całe mnóstwo, a finalnie był tak:

Piątek

Wyjazd z Sosno nieśpiesznie po drugim  śniadaniu. Jedziemy w składzie Krystyna Darek i jakoś tak dziwnie nie spiesząc się, zaliczając setkę  robót drogowych na trasie docieramy w końcu do Zawoi. Po drodze planujemy co bytu "wyfoczyć". Dojeżdżamy do śniegu i pięknej pogody, po krótkiej rozmowie jest decyzja idziemy na Małą Babią Górę. Śnieg super, lekko puszysty nie przetopiony dodatkowo pełne słońce i  brak wiatru. Powolutku szlakiem czarnym szorujemy na Przełęcz Jałowiecką, dalej grzbietem granicznym kierujemy się na Cyl. Widoki z wierzchołka wow, szczyty Beskidu Żywieckiego wznoszą się nad mgłami przyczajonymi w dolinach, a pod błękitnym niebem tylko nieco udekorowanym altostratusami. Herbatka, rytualne foty ogarnięcie sprzętu do zjazdu i dawaj. Zjazd po grzbiecie ekstra, wąsko tylko miejscami, z przełęczy śnieg już przymrożony i twardy więc trzeba było być czujnym. Pokonujemy mostkiem strumyk, jeszcze kawałek drogą dnem doliny i tura skończona. Wszyscy cali i zadowoleni, ufff... Popołudnie najpierw w lokalu pod Mosornym, a potem w bazie XXXVIII Zimowego gdzie swoje urodziny obchodził Arek, jeszcze raz 100. Wieczór przy gitarach i śpiewie przedłuża się, zresztą z godnie z moim planem, aż do soboty.


 Sobota

Prognoza pogody, obserwowana przynajmniej od wtorku, zapowiadała, że sobota to jest ten dzień kiedy będzie można podziwiać wschód słońca na Babiej Górze, zrodził się więc ambitny plan pójścia, tak pójścia nie pobiegnięcia, z Zawoi na Diablak tak aby trafić na wschód. Plan zakładał powolne nocne zdobywanie góry w sobotę od godz. 1:00.

Jak już wcześniej nadmieniłem z przedłużającego się piątku skoczyłem prosto w sobotnią noc i nie zmrużając oka o 1 wspólnie z ekipą wielkopolską ruszamy dzielnie przez Zawoję. Tempo absolutnie nie spacerowe, już mijając parking przy wejściu do parku wiem, że będziemy mieć spory zapas czasu. W schronisku na Markowych Szczawinach spotykamy dąbrowską ekipę Mariusza. W pustej, o tej porze, jadalni odpoczywamy dobrą godzinkę próbując złapać nieco snu. Ruszamy dalej po 4. Strome podejście na Przełęcz Brona, ostatni płaski kawałek przez las i wchodzimy w królestwo Babiej z wiatrem i gnanym śniegiem skutecznie zasypującym ścieżkę i tnącym niemiłosiernie po twarzach. Nieco lawirując w zaśnieżonych kosówkach wychodzimy na płaski grzbiet. O brzasku zdobywamy, zaludniony innymi pasjonatami wschodów, Diablak, szybkie selfie, przybicie piątki i próbujemy uciec nieco na zawietrzną aby znaleźć trochę ochrony od wiatru. Skuleni w wywianej nyży śnieżnej za jakąś kosówką oczekujemy na spektakl. Przed nami Dolina Orawska zwieńczona ciemną tatrzańską granią, z prawej dumnie piętrzący się Wielki Chocz i lśniąca się bielą Mała Fatra, z lewej Kotlina Nowotarska zamknięta Gorcami i Pieninami czeka na wschodzące słońce. Około 6:10 budzi się nowy dzień a słońce zaczyna wędrówkę gdzieś za nisko rozciągniętymi chmurami za Pasmem Prehyby i Radziejowej. Niebo nabiera barw. Ogłaszam koniec wschodu słońca i odwrót. W strugach gonionych kryształków lodu trawersujemy wierzchołek Babiej i pokonujemy mroźny i wietrzny płaskowyż w kierunku Brony. Jeszcze zdjęcia wspaniale oświetlonego Beskidu Wyspowego, małej Babiej i dopadamy lasu i przełęczy. Zjazd na butach z Brony, chwila zejścia przez budzący się do życia babiogórski las i znowu jesteśmy w schronisku. 

Reszta soboty minęła mi leniwie w schroniskowym barze na: czekaniu na jego otwarcie, potem na spotkaniach z kolejnymi uczestnikami XXXVIII Zimowego, tymi co tylko górnym płajem z Przełęczy Krowiarki spacer odbyli lub tymi co przez Sokolicę i Główniak na Diablak się wspięli, a przez Bronę do schroniska zeszli. Siedząc tak w barze przyglądałem się jak za oknem gościnnej jadalni zmienia się pogoda i z wietrznej ale słonecznej soboty staje się sobotą z mgłą i intensywnym opadem śniegu. Wieczór spędzam już w łóżku próbując jeszcze coś czytać ale poprzednia nieprzespana noc robi swoje, odpływam...

Niedziela

Zaczynam bardzo leniwie od lektury przy której wczoraj zasnąłem. Reszta pokojowych kości szykuje się do wczesnego wyjścia. W końcu przychodzi i czas na mnie, ogarniam mandżur, jeszcze kawa i szarlotka na śniadanie w barze i samotnie, w ciszy, schodzę w dolinę Markowego Potoku. Wizyta w bazie Zimowego gdzie panuje wyjazdowy nastrój końca imprezy i tyle do następnego już XXXIX.