piątek, 11 czerwca 2021

Wakacje "małe" ale za to jakie aktywne

Czasami zdarza się, że w przedłużony weekend trafi w jakaś tradycyjna, kultowa, impreza, czasami trafi się pogoda, na pewno zawsze znajdzie się coś do roboty, a jak do tego wszystkiego dołoży się jeszcze przychylność kochanej żony to czas zapowiada się mega. Nie inaczej było i tym razem więc pełen woli walki i motywacji zabrałem się do działania i już w środowe popołudnie byłem w drodze. Podpowiedzi Rysia, że nigdzie się nam nie śpieszy, wspomagane googlową nawigacją pozwoliły nam zgrabnie pokonać bokiem wszelkie autostradowe utrudnienia i zakopiankowe korki i sporo przed zachodem słońca dotarliśmy na Cypel w Krościenku nad Dunajcem. Rozbite namioty, kamping zlustrowany, piwko wypite na dzisiaj dość.

Czwartek

Słoneczny, czwartkowy, poranek szybko pozwala zapomnieć o bardzo zimnej nocy. Kawusia, jarskie śniadanie i powolne ogarnianie sprzętu kajakowego na dzisiejszy etap z Nowego Targu wypełniają czas i nie pozwalają leniuchować. Przymiarka do małej "wiedźmy", której właścicielką jest Hela, pozwala sądzić, że dam radę i wytrzymam w kajaku, którego długość tylko nieznacznie przekracza mój wzrost, a o jego wyporności miałem przekonać się już na wodzie. Ekipa "niepływająca" ma w planach, jak się później okazało, wcale nie łatwe zdobycie Trzech Koron. Logistyka transportowa ogarnięta - ruszamy. Droga do Nowego Targu okazuje się wcale nie oczywista: po pierwsze młodzież zdesantowano nie tam gdzie trzeba, po drugie wcale skrót przez Hałuszową nie  prowadzi najkrótszą trasą ale na pewno bardziej widokową, a po trzecie pozostaje jeszcze do pokonania trwająca właśnie procesja. Okrążamy rynek, łamiemy jeden zakaz parkujemy w końcu przy nowotarskim lodowisku. Szybko przerzucamy kajaki na wodę i ruszamy dużo wcześniej niż LXXXV Międzynarodowy Spływ Kajakowy im. Tadeusza Pilarskiego na Dunajcu. Pierwsze metry i ruchy wiosłem lekko nerwowe, dawno nie było pływane. Wiedźma daje radę, jest mega zwotna, a jej dziób tylko czasami nurkuje pod wodą ;-) Nieśpiesznie z nurtem plumkamy w dół rzeki, tuż za dopływem Białego Dunajca obnosimy nieszczęsny i ze złą sławą próg wodny i dajemy dalej. Widoków na tym odcinku raczej nie ma więc skupiamy się na wyszukiwaniu nurtu i bystrz. W Waksmuńdzie kolejna przenoska i chwila na rest i rozprostowanie nóg. Płynąc dalej w dół mijamy czekające na brzegu  grupki ratowników wodnych już przygotowanych i czekających na uczestników Międzynarodowego. Etap kończymy lawirując między zarzuconymi wędkami tuż na początku Zalewu Czorsztyńskiego. Wracamy na Cypel. Ekipa górska niestety nie zdobyła Trzech Koron obleganych tego dnia przez setki turystów, podzieliła się na dwie grupy z których "młodsza" zeszła w dolin, a starsza powędrowała na Sokolicę.
Po krótkim odpoczynku postanowiłem jeszcze tego dnia przetestować ścieżkę rowerową Krościenko - Szczawnica i na rolkach wybrałem się w przełom dokąd tylko się da. Niestety część nawierzchni to kostka nie dająca frajdy z jazdy ale masaż wibracyjny za to tak.
Wieczór, typowo, przy piwku i nie tylko przedłużył się w namiocie gitarowym aż do piątku.

Piątek

Szybkie i wczesne śniadanie, relokacja do Sromowiec Niżnych i wszyscy na wodę. Ponton dla młodzieży przyjechał, krótkie szkolenie i płyniemy. Odcinek Sromowce Niżne - Szczawnicy najpiękniejszy jaki można sobie wybrać: bystrza, skały, rzeka wijąca się, jak wąż przez Pieniny. Płyniemy powolutku nacieszając się okolicznościami przyrody. Mijamy przystań fisacką w Sromowcach Niżnych  i wpływamy w przełom nad którego początkiem dumnie wznoszą się Trzy Korony. Tuż za " janosikowym skokiem", najwęższym miejscem na tym odcinku oddaję kajak właścicielce i przesiadam się na prawą burtę niebieskiego pontonu. Na pompowanym olbrzymie zupełnie inne doznania. Ponton dostojnie pokonuje najbardziej wzburzone wody poddając się nurtowi i falą. Nieco więcej emocji pojawia się podczas chwili nieuwagi i zawiśnięciu w poprzek nurtu na płytko zanurzonym głazie ale generalnie "nuda". Polecam rafting na Dunajcu wszystkim znajomym, naprawdę się nie ma czego obawiać. Hela na swoim maleństwie dzielnie pokonuje przełom w asekuracji swojego taty. Tuż przed wyjściem z przełomu dokonujemy roszady powrotnej i ostatnie przełomowe bystrza pokonuję kajakiem, na ostatnim z nich żywioł mnie pokonał i zaliczam kabinę o tyle mało komfortową, że wsiadanie "do" miałem już opanowane za to wysiadanie w pozycji odwróconej i pod wodą już nie. Po wydostaniu się na brzeg, wylaniu wody i lekkim ochłonięciu całą eskadrą mijamy Szczawnicę. Zatrzymujemy się w Porcie Pieniny gdzie ekipa pontonowa kończy swój spływ, a my spływamy dalej do Krościenka prosto na kemping.

Popołudnie mija na suszeniu kajakowego szpeju i pakowaniu dobytku. Razem z Ryśkiem opuszczamy kajakową ekipę i najkrótszą drogą ruszamy w Beskid Żywiecki. Z lekką obawą przekraczamy słowacką granicę za którą pokonujemy betonowe zasieki, chyba zapomnieli ich zlikwidować - przynajmniej tak nam się wydaje, południowym trawersem docieramy na Przełęcz Glinka gdzie już bez niespodzianek wracamy do kraju. Jeszcze chwila jazdy i jesteśmy w Nickulinie. Dzień był męczący więc sen przychodzi bardzo szybko.


Dunaje z "innej głowy" Adrenaline Hunters



Sobota

Zaplanowany dzień roboczy. Klejenie nieszczęsnych rurek, próba trzecia jak się okazało wcale nie ostatnia. Dopasowywanie, cięcie, klejenie i to wszystko w miejscach trudno dostępnych za karton-gipsem, nieco schodzi. Po Hydraulice czas na prace w ogrodzie i walka z bujną już trawą. Kończę tuż przed deszczem. Opad nie był zbyt długi intensywny pomimo odgłosów poważnej burzy. Po deszczu szybka decyzja, buty biegowe na nogi i jazda na popołudniową pętlę z Soblówki na Wielką Rycerzową. Dzień kończę małą pizza i bezalkoholowym w Tre Monti w Rajczy.


 



Niedziela 

Po trzech aktywnych dniach wstać się nie chce, a organizm nieco zmęczenie czuje. Leniwie zaparzam kawę, siadam przed chatą i chwilę leniuchuję. Nadszedł czas próby wody. Napełniam instalację i ... Nie zacytuję co powiedziałem jak kolejne miejsce w instalacji okazało się wadliwe. Zakręcam wodę sprawdzam zasoby części, wycinam "walnięty" fragment, kleję nowy i nic tu po mnie. Lekko ogarniam dom i jadę w kierunku lotnej góry. Mijając Radziechową zauważam glaity na Matysce gdzie nie latałem od lat. Zostawiam samochód we wsi i drogą krzyżową podchodzę na szczyt. Chwila oddechu, krótki lot dla oswojenia się ze skrzydłem, pakowanie i jazda do Szczyrku na dużą górę - Skrzyczne. W powietrzu wisi jeszcze kilku pilotów więc jest szansa na dłuższą podniebną przygodę. Kolejką na szczyt, szybkie przygotowanie skrzydła i już szybuję wzdłuż wschodniego stoku na końcu którego łapię stabilne noszenie i powoli zdobywam wysokość. Warun jak na rozpoczęcie sezonu ekstra. Szybuję nad szczytem i całym szczyrkowskim ośrodkiem narciarskim. Ląduję zgodnie z zaleceniami Beskidzkiego Stowarzyszenia Paralotniowego na łąkach nieco w głębi doliny. Pakuję się i wracam do domu.


Weekend kończymy z żoną spacerem w naszym ulubionym miejscu.

Jeszcze zimowe, to Zimowe

Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5...