czwartek, 6 sierpnia 2020

Dokończony !!! (Główny Szlak Beskidzki)

Moja przygoda na Głównym Szlaku Beskidzkim, jak już pewnie część z was wie, zaczyna się w roku 2019 w moje 50-te urodziny. (Póki sił: Niedokończony...) Podczas pierwszej próby niestety warun pogodowy dał mi na tyle mocno w kość, że pomimo pozornej bliskości kropki (zostało jakieś 80 km) odpuściłem i zszedłem z czerwonego w doliny. Plan na rok 2020 zakładał podjęcie próby w podobnym terminie czyli przełom kwietnia i maja, niestety wirus zamieszał i z realizacją planu trzeba było czekać do lipca. W końcu nadszedł ten dzień i "pekaes" dowozi mnie do Ustrzyk Górnych, jeszcze tylko transfer meleksem do Wołosatego i 23 lipca 2020 r. o godzinie 14:30 stoję na bieszczadzkim początku GSB.

Dzień pierwszy (czwartek, 23.07.2020)


Z Wołosatego, na świeżo, ochoczo ruszam w stronę Przełęczy Bukowskiej. Na szlaku sporo schodzących osób. Podejście już przerabiane rok wcześniej więc wiem czego się spodziewać. Powyżej przełęczy wygodna, szeroka droga zamienia się w wąską ścieżkę która wyprowadza mnie kolejno na: Rozsypaniec, Halicz, Przełęcz Goprowców i Przełęcz pod Tarnicą. Popołudniowe widoki super. Łapię oddech i długim grzbietem wychodzę na Szeroki Wierch z którego zaczyna się długie zejście do Ustrzyk Górnych. Chwila oddech, tradycyjnie u Eskulapa, piwunio pierogi i dalej, już po zachodzie słońca, "skok" przez Połoninę Caryńską. Na zejściu do Brzegów Górnych chwila rozmowy z innym wędrowcem po GSB i spadam do doliny. Przy wiacie jestem przed 22, rozpinam hamak i próbuję złapać trochę snu. Noc niestety dość zimna.


Dzień drugi (piątek, 24.07.2020)


Budzik, według planu, odzywa się o 3:00, szybkie ogarnięcie mojego minimalnego ekwipunku i już cisnę na Połoninę Wetlińską.  Może zdążę na wschód słońca na grań. W drodze baton jako wczesne śniadanie. Na samej połoninie szlak ma nieco zmieniony przebieg w związku z remontem Chatki. Po obejściu budowy już na grzbiecie spotykam trójkę ludzi którzy wyszli na połoninę w nadziei na piękny wschód słońca, niestety chmury pokryły całe niebo. Mijam Przełęcz Orłowicz, wychodzę na Smerek gdzie spotykam kolejnego "rannego ptaszka". Ostrożnie i powoli zbiegam do doliny Wetliny. Dopadam do asfaltu, zakręt w lewo, 15 minut marszu i w Smereku-wsi jestem przed otwarciem sklepu, przymusowy dłuższy odpoczynek. Na szybkie drugie śniadanie świeże pieczywo, wiejska kiełbasa i kefir. Kolejne podejście już czeka. W ciszy i prawie zupełnej samotności pokonuję Fereczatą, Okrąglik, Jasło i Małe Jasło - piękny bieszczadzki grzbiet zupełnie inny niż te znane z pocztówek. Strome zejście sprowadza mnie do doliny Solinki. Trawers nad rzeką, most bieszczadzkiej kolejki, którą jeszcze gdzieś w oddali słychać, i jestem w Cisnej. W sklepie uzupełniam skromne zapasy i w drogę. Mijam Bacówkę PTTK pod Honem, pokonuje strome "wyciągowe" podejście i jestem na grzbiecie którego kulminacją jest Wołosań. Szlak pięknie prowadzi przez kolejne niewybitne wierzchołki. Wędrując spotykam kilka osób ale generalnie pusto. Z Wołosania, nadal grzbietem schodzę na Przełęcz Żebrak. W wiacie na przełęczy spotykam chłopaków którzy idą GSB z Ustronia, widać że są już blisko końca swojej przygody. Chwilę rozmawiamy, dowiaduję się, że w Niskim jest bardzo błotniście i rozchodzimy się w swoje strony. Grzbietem ciągnę dalej na Chryszczatą. Na zejściu mijam jedyne miejsce w swoim rodzaju czyli Jeziorka Duszatyńskie i jestem w dolinie Osławy. W Barze Dusza Jeziorek zjadam pyszne pierogi, uzupełniam płyny. W Preukach powoli żegnam się z Bieszczadami, pokonuję błotnisty grzbiet, budowę gazociągu i jestem w Komańczy. Zahaczam o sklep i wędruję ponad schronisko w poszukiwaniu miejsca na mój zawieszony biwak. Dzień mnie nieco zmęczył i sen przychodzi bardzo szybko.
    

Dzień trzeci (sobota, 25.07.2020)


Pobudka tradycyjnie jeszcze w nocy i ruszam w Beskid Niski. O brzasku, lawirując na podmokłych łąkach osiągam Wahalowski Wierch. Rozległe pastwiska, mgły ścielące się gdzieś w płytkiej dolinie i nadchodzący wschód słońca - czysta magia. Mijam Rezerwat Kamień nad Rzepedzią i przez Kremenec schodzę do Przybyszowa. Łąkami wychodzę na Tokarnię. Szlak prowadzi mnie dalej niewyraźnym grzbietem do Puław Górnych z których asfaltem, mijając nieistniejącą wieś Tarnawka, docieram do Studenckiej Bazy Namiotowej w Wisłoczku. Dalej błotnista ścieżka wyprowadza mnie na łąki nad Rymanowem Zdrój i sprowadza do doliny. Korzystam z luksusu zdroju: obiad, deser piwo. Krótkie spotkanie z kolegą z pracy przy drugim piwie i dalej. Do Iwonicza szlak prowadzi trawersem dwóch szczytów: Mogił i Suchej Góry. Z Iwonicza Zdroju asfaltem, z krótkim postojem w sklepie, mijam Lubatową i skręcam w kierunku Cergowej. Łagodne początkowo podejście staje dęba i wyprowadza mnie na ostrą grań Cergowej, wizyta na wieży i stromo przez krzaki spadam do Nowej Wsi. Z duszą na ramieniu przekraczam ruchliwą DK19 i podchodzę do Pustelni Św. Jana z Dukli, tu planowałem spać. Czasu jeszcze do 22 sporo więc ruszam dalej, spotykam "trójkę" robiącą GSB i dowiaduję się, że w Schronisku w Chyrowej są wolne miejsca więc dzisiaj sen w łóżku i na wypasie. Do wsi docieram tuż po zachodzie słońca.

Dzień czwarty (niedziela, 26.07.2020)


Ciężko się wstaje z wygodnego łóżka ale cóż GSB samo się nie zrobi. O 3:30 idę już przez Chyrową mijając uśpioną w mroku Cerkiew Opieki Bogurodzicy i po chwili asfaltowania, mokrymi od rosy łąkami wychodzę na zarośnięty grzbiet Polany i Łysej Góry. Przy świetle czołówki gubię szlak i niestety troszeczkę błądzę w rejonie Polany (chyba jakieś fatum z 2019 się ciągnie). W końcu ustalam właściwy kierunek i zarastającymi polanami docieram do Łysej Góry, podziwiając zamglone krajobrazy. Na zejściu do Kątów mijam się z rodziną wędrującą do Wołosatego. Ze wsi, po przekroczeniu mostu na Wisłoce zaczynam podejście do Magurskiego Parku Narodowego. Szlak stromo wspina się na grzbiet Kamienia, a po przejściu Przełęczy Hałabowskiej dalej kolejno na Kolanin, Świerzawę i Magurę. Super odcinek przez wyjątkowo urokliwy dziki i nieco mroczny las objęty specjalną ochroną. Przed Bacówką w Bartnem gdzie posilam się barszczem ukraińskim i łemkowskimi pierogami pokonuję jeszcze Przełęcz Majdan i niesławne mokradła, tym razem zupełnie suchą stopą. Po chwili odpoczynku w schronisku ruszam dalej,  mijam Wołowiec, Banicę, wychodzę na Popowe Wierchy, spadam do Zdyni gdzie w sklepiku robię  konieczne zapasy i odpoczywam przed ostatnim podejściem. Rotundę z jej zabytkowym cmentarzem z czasów I Wojny Światowej zdobywam jeszcze przed zachodem słońca. Strome zejście do bazy namiotowej w Regietowie, chwila ogrzania się przy ognisku, i nie wiadomo kiedy usypiam w gościnnym, bazowym namiocie.


Dzień piąty (poniedziałek, 27.07.2020)


Na początek dnia Kozie Żebro, na szczęście od tej łagodniejszej strony. Poranny deszcz dodatkowo uatrakcyjnia zejście do Hińczowej. Buty mokre!!! Dalej dolinkami przechodzę przez Ropki, Izby, i Mochnaczkę Niżną. Na Huzarach zostawiam za plecami Beskid Niski i wpadam do Sądeckiego. Spadam do Krynicy Zdrój. Po porannym deszczu niema już śladu, robi się gorąco. Przed domem zdrojowym zakładam na ławce biwak, w pełnym słońcu suszę przemoczone skarpety i napieszczam się ciepłem i chwilowym lenistwem. Cóż, iść trzeba dalej. Jeszcze zakupy i zaczynam podejście na grzbiet Krzyżowej Góry. Schodzę do Czarnego Potoku i ponownie idę w górę dość stromym i długim podejściem na Jaworzynę Krynicką. Na szczycie gwar jak w Krynicy i pełen wybór restauracji. Nawadniam się jedynym słusznym z kufla i cisnę dalej. Kolejny przystanek Hala Łabowska, taki troszeczkę środek GSB, zjadam naleśniki z jagodami, wypijam ciemne bezalkoholowe, rozmawiam z sympatyczną rodziną i zaczynam długie zejście do doliny Popradu. Do Rytra, do zajazdu na pizzę zdążam tuż przed zamknięciem. Po bardzo sytej kolacji wracam jeszcze na szlak i wychodzę na grzbiet ponad ostatnie zabudowania. Rozpinam hamak, chwilę walczę z komarami, wrzucam zdjęcia na FB, planuję jutrzejszy dzień, przestawiam budzik na 3:30 i próbuję zasnąć.


Dzień szósty (wtorek, 28.07.2020)


Pobudka ciężka ale to chyba normalne po pięciu dniach wędrówki. Ogarniam swój majdan i z myślą zjedzenia na śniadanie jajecznicy w schronisku na Prehybie ruszam w górę. Wschód i mgły w dolinie Popradu podziwiam gdzieś pod Niemcową. Wychodząc na Wielki Rogacz otwiera się przede mną panorama na wystające z mgieł Pieniny i zamykające horyzont Tatry, które będą mi towarzyszyły do końca dzisiejszego dnia. Stromo podchodzę na Radziejową gdzie rozgościła się na dobre budowa nowej wieża widokowej. Schodząc z najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego mijam jeszcze Małą Radziejową i Złomisty Wierch by w końcu dotrzeć do Schroniska PTTK na Prehybie. Niestety jestem za wcześnie i na śniadanie muszą mi wystarczyć moje skromne zapasy. Chwilę odpoczywam rozmawiam z chłopakami, którzy GSB robią na raty i ruszam w niekończące się zejście do Krościenka. Upał coraz większy. Przechodzę na drugą stronę Dunajca, uzupełniam zaopatrzenie, rozkładam się nad rzeką  i zbieram siły przed podejściem na Lubań. W pełnym słońcu mozolnie zdobywam górę. W wiacie, gdzie normalnie mieści się baza namiotowa (nieotwarta w tym roku) dłużej odpoczywam. Przede mną, do pokonania, długi grzbiet ciągnący się do Przełęczy Knurowskiej i podejście granicy Gorczańskiego Parku Narodowego i na Turbacz. Do schroniska docieram niestety po zamknięciu bufetu, jakiś niefart - albo zły plan, dzięki uprzejmości obsługi udaje się jeszcze kupić dwa browarki i dostać klucze do pokoju. Prysznicowe spa, dobre nawodnienie, sprawdzenie pogody na dzień następny i można się położyć.


 
  

Dzień siódmy (środa, 29.07.2020)


W związku z zapowiadanymi na noc opadami deszczu budzik odzywa się dopiero o 5:00. Powoli zwlekam się z łóżka i dalej na GSB. Z założenia wiedziałem, że nie mogę liczyć na żaden bufet ani na Turbaczu, ani na Starych Wierchach ale godzina otwarcia (10:00) na Maciejowej mnie mocno zaskoczyła. Głodny docieram do pierwszego sklepu w Rabce. Śniadanie zjadam na ławeczce w parku zdrojowym i ruszam pokonać Pogórze Orawsko - Jordanowskie i przecinającą je "Zakopiankę". Do Jordanowa sporo asfaltów. W Wysokiej miłe spotkanie z patrolem lokalnej policji, nawet proponowali podrzucenie do Bystrej Podhalańskiej, ale wiadomo nie skorzystałem. W Jordanowie obiad na wypasie, zakupy na najbliższe dwa dni i dalej na Halę Krupową. Na podejściu spotkanie z małżeństwem robiącym GSB w drugą stronę. W na hali krótki odpoczynek, rozmowa z młodym juhasem wypasającym 350 owiec i ruszam na Policę. Szczyt osiągam niec porzed zachodem słońca. Na zejściu w kierunku Hali Śmietanowej spotykam niepełnosprawnego turystę, który niestety pomylił kierunki, a na dodatek nie ma latarki. Wspólnie wędrujemy na spotkanie ekipy GOPR, która już jedzie mu pomóc bezpiecznie dotrzeć do jego samochodu. Na Przełęcz Krowiarki jestem nieco przed 23, niespiesznie szykuję sie do snu pod wiatką. Tuż po 23 na przełęczy pojawiają się goprowcy odstawiający pechowego turystę, pojawiają się również pierwsi miłośnicy babiogórskich wschodów słońca (???). Zasypiam.


Dzień ósmy (czwartek, 30.07.2020)


Przedostatnia pobudka, przynajmniej taką mam nadzieję. Szybka droga, w ciemności, przez las na Sokolicę, pasmo kosówki do Kępę do Główniak jeszcze przy czołówce i na Diablak wychodzę już o brzasku. Najwyższy punkt GSB osiągnięty. Na szczycie i jego okolicy tłum jak by jakaś, pokojowa, manifestacja się tu odbywała. Ustawiam kamerki, czekam na wschód. Z pierwszymi promieniami zbiegam ze szczytu i szybko spadam na Przełęcz Brona. Ostrożnie i powoli pokonuję strome schody, dalej wygodną ścieżką zbiegam (jeszcze daję radę) do "śpiących" Markowych Szczawina. Wchodzę w Górny Płaj i cisnę na Przełęcz Jałowiecką. Odpoczywam pod wiatą. Z Mędralowej schodzę do Bazy Namiotowej SKPB Katowice na Przełęczy Głuchaczki. Kawusia od przemiłych Bazowych, rozmowa o wspólnych znajomych, nieco spóźniona poranna toaleta. W upale kontynuuję wędrowanie przez Jaworzynę, Beskid Krzyżowski i schodzę na Przełęcz Glinne, na której w zeszłym roku zakończyłem przygodę z GSB. Schodzę na słowacką stronę do sklepiku, pokrzepiam się zimnym Keltem i wracam na szlak w kierunku Hali Miziowej. Krótkie podejście, długi trawers przez rezerwat i jestem na hali. Zasłużony obiad, intensywne nawodnienie i ruszam grzbietem granicznym na moją rysiankową halę. Po drodze łapię się z parą, która dość dynamicznie wędruj, rozmawiamy podczas marszu i chyba nieco zapominam, że ponad 400 km w nogach już jest. Droga przez Halę Cudzichową, Trzy Kopce i podejście pod schronisko Rysianka schodzą błyskawicznie. Kolejna porcja płynów (nawodnienie rzecz ważna). Pozostaje mi jeszcze tylko długie zejście do Węgierskiej Górki przez Przełęcz Pawlusią, Słowianki i Abramów. Mniej więcej w połowie zejścia pojawia się ból w prawym udzie, tym większy im stromsze zejście, nie jest dobrze, zdecydowanie zwalniam. Do Węgierskiej docieram znacznie później niż planowałem. Zakupy w Żabce, wybór miejsca pod hamak w parku, zdecydowanie spóźniona kolacja, próba rozmasowania bolącego miejsca, sen. Jutro dzień ostatni.

  

Dzień dziewiąty (piątek, 31.07.2020)


Noc w Dolinie Soły niestety zimna, a dodatkowo park jest miejscem spotkań lokalnej młodzieży, i snu mało. Pakuję dobytek i ruszam wzdłuż rzeki do kładki. Po wczorajszym bólu jak by już nic nie zostało. Szlak czerwony z doliny, już w Beskidzie Śląskim, wspina się przez Glinne, Magurę, Halę i Magurkę Radziechowską, czym wyżej tym widoki coraz ładniejsze. Na Radziechowskiej podziwiam wychodnie piaskowców istebniańskich i maszeruję dalej na Magurkę Wiślańską. Jeszcze chwila podejścia i jestem na Baraniej Górze. "Spadam" do schroniska na Przysłopie, bufet już czynny czyli na śniadanie będzie, długo oczekiwana, jajecznica i pyszna kawa. Wygodną drogą schodzę do doliny Czarnej Wisełki i podchodzę dalej na Stecówkę. Upał coraz większy. Na Kubalonce lekki rest w klimatyzowanym pomieszczeniu i oczywiście przy szklance wyjątkowego piwa z Browaru Bury. Dalsza droga na Stożek wydaje się nie mieć końca. Przy schronisku, do którego w końcu docieram, gwar jak w centrum handlowym. Lokuję się w schronisku, zamawiam pierogi, robię przegląd stóp i odpoczywam. Telefon do kolegi z prośbą o zwózkę i cisnę dalej. Mijam Soszów, strome krótkie podejście i jestem na Czantorii Wielkiej. Teraz długo i stromo w dół. Przy pierwszych krokach zejścia pojawia się znajomy ból. Zaczynam kombinować. W końcu jest: zejście tyłem, może dziwnie wygląda ale noga nie boli. Ustanawiam nieoficajaly Rekord Świata w zejściu z Czantorii Wielkiej tyłem. W Ustroniu Polanie przekraczam Wisłę i przez Jaszowiec zaczynam ostatnie podejście na GSB, podejście pod Równicę.  Szlak tutaj prowadzi generalnie wzdłuż drogi. Przy Gościńcu Równica zjadam lody, kupuję ostatni napój i zaczynam niełatwe zejście. Tylem, stromo przez las do drogi stokowej w dolinie, asfaltem przez uzdrowisko, przez most na Wiśle, przejazd kolejowy, w lewo za budynek i jest "." 31.07.2020 godz. 20:03. Darek jak obiecał, czekał na mnie z szampanem przy "kropce". Przygoda z GSB za mną.



Jeszcze zimowe, to Zimowe

Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5...