
Tradycyjnie już grudniowy widok z okna absolutnie nie przypomina końca jesieni i mającej nadejść tuż tuż zimy, jedynie choinka czekająca już na ozdobny strój zwiastuje nadciągające święta i koniec roku. Domowy rozgardiasz prawie opanowany, pozostają tylko świąteczne zakupy, z którymi doskonale poradzi sobie Marta, tak więc propozycja Waldka pojechania żeby "zobaczyć czy Tatry jeszcze są" nabiera mocy wykonawczej. Wieczorne ogarnięcie ekwipunku, pobudka następnego dnia o 4:00 i przez noc i mgłę podążamy do Brzezin. Na parkingu oprócz dwudziestozłotowej opłaty wita nas siedmiostopniowy mróz, prawie absolutny brak śniegu i pierwsze promienie słońca, zapowiada się ładny, słoneczny, dzień. Doliną Suchej Wody, szlakiem czarnym, docieramy do Murowańca, mijamy schronisko i bez odpoczynku podążamy do Doliny Sucho Stawiańskiej. Przy dolnej stacji wyciągu Gąsienicowego krótka narada co docelowo robimy, wybór pada na Świnicę. Na grań kierujemy się łagodniejszą drogą i szlakiem zielonym podążamy na Przełęcz Liliowe. Na przełęczy chwilę odpoczywamy. Warun absolutnie nie zimowy jak na tę porę roku. Podążamy dalej szlakiem czerwonym. Trawersujemy Skrajną Turnię po stronie Doliny Cichej i z Przełęczy Świnickiej zaczynamy ostatnie podejście na Świnicę. Dość miękki, niezmrożony śnieg zalegający na ścieżce pozwala zdobyć szczyt bez użycia raków i czekana. Pogoda idealna: błękitne niebo, prawie całkowity brak wiatru, inwersyjne chmury daleko w dolinach szkoda, że nie można tu zostać. Zaczynamy zejście. Dla pewności i bezpieczeństwa w bardziej eksponowanym terenie zakładamy raki. Z Przełęczy Świnickiej kontynuujemy zejście szlakiem czarnym, ścieżką bez znaków mijamy Długi Staw i wychodzimy na Przełęcz Karb. "Zdobywamy" Mały Kościelec. Na szczycie spotykamy Olę z grupą kursantów BluEmu. Szybko spadamy do Czarnego Stawu Gąsienicowego i dalej do Murowańca. W ostatnich promieniach słońca odpoczywamy przy schronisku. Droga przez Suchą Wodę jak zwykle się wydłuża w nieskończoność...