Jak ten czas leci, ledwo się człowiek obejrzał, a luty z głowy i ponownie cały miesiąc trzeba ogarnąć jednym postem. Ale tak to jest jak się człowiek ogląda i sam nie zmotywuje co by kronikę uzupełniać na bieżąco. Luty nieco krótszym miesiącem jest ale weekendów ma tyle samo co reszta czyli średnio 4 i jakoś wypełnić je trzeba. Tak to poleciało:
5.02. Romanka
Z początkiem miesiąca intensywny opad śniegu stworzył mega warun narciarski więc trzeba było go wykorzystać. Jedziemy z Waldkiem na Romankę, a przygoda zaczęła się jeszcze przed dojechaniem na miejsce co okazało się nie lada wyzwaniem. Niestety Daćka nie dała rady itrzeba był zrobić miejsce parkingowe ciut przed parkingiem właściwym. Dwie łopaty w ruch i po 40 minutach w miejscu góry śniegu zaparkowaliśmy auto i bez zbędne zwłoki ruszyliśmy na turę. W górę, wariantem wypatrzonym na mapie prawie łagodnie wyczłapaliśmy gdzieś między Romankę, a Majcherkową. Wiadoma chwila oddechu i jedziemy w nieznane na północno-zachodnie zbocze. Wow. Zjazd bajka dość stromy stok i puch daje ogromną frajdę. Szusujemy aż do drogi stokowej za którą jest już gęsty młodnik. Wiele się nie zastanawiamy wychodzimy na grzbiet i powtarzamy zjazd tą samą linią. Do góry szukamy innej drogi, a summa summarum trafiamy w poprzedni ślad, który z premedytacją opuszczamy żeby trafić na samą Romankę. Ostatni kawałek podejścia skusił na do jeszcze jednego, nieco krótszego zjazdu na północ. Jeszcze raz zakładamy foki, jeszcze jedno podejście i dopiero zjazd na koniec do Sopotni. Oj długi to był dzień.
10.02 Leskowiec
12.02 Skrzyczne
25-26.02 Babia Góra
Miało być Zimowe i oczywiście było tylko tym razem w towarzystwie Grupy Mecenasa. Cały tydzień bez opadów i ciepło więc warun śniegowy nie zapowiadał najlepiej i taki był... do Górnego Płaju. Powyżej śniegu nieco świeżego spadło więc było całkiem sympatycznie. Do Markowych Szczawin foczę powiedzmy wzdłuż szlaku żółtego do czerwonego i nim do schroniska. Zameldowuję się na nocleg, czekam na miejsce w pokoju i po przepakowaniu ruszam na Diablak. Opad śniegu, wiatr i mgła, śnieg czym wyżej tym bardziej twardy warun koneserski ale coś trzeba robić. Na szczycie ściągam foki, szybka fota i w dół do płaju. Nim szuram do schroniska na posiłek przytargany ze sobą jak za dawnych czasów jakieś puree, chińska zupka, herbata i chwila odpoczynku... Dam radę przed zmrokiem jeszcze raz? Pewnie. Druga pętla z Markowych przez Bronę na Diablak i zjazd i ponownie płajem do schroniska. Dzień narciarsko wypełniony! Towarzyski wieczór przy gitarze na klatce schodowej. Kolacja w kuchni turystycznej. Lektura i sen. Wczesna niedzielna pobudka i w górę. Noc przyniosła obfity opad śniegu więc warun do zjazdu super ale nadal wieje i mgła. Foczę przez Bronę na Małą BeeGee. Zjazd grzbietem granicznym ekstra. Z Przełęczy Jałowieckiej podchodzę jeszcze na Halę Kamińskiego i czarnym szlakiem zjeżdżam w dół do Zawoi, narty odpinam przy samym samochodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz