środa, 23 marca 2022

Sabat, co by to nie znaczyło


13-ty w kalendarzu więc gdzieś pojechać ze znajomymi trzeba. Marcowy 13-ty wypadał w niedzielę więc wycieczka w sobotę, a jak sobota to sabat być może, a jak sabat to na Łysicy w Górach Świętokrzyskich. Zbiórka pod Chatą Kaka w Kakoninie tuż przy granicy Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Na moje zaproszenie odpowiedziały 22 osoby, niezły pochód będzie. Bez zbędnych ceregieli ruszamy. Początkowo przez wieś, później polnymi ścieżkami trawersujemy Pasmo Łysicy, dobrze, że noc była mroźna i ścieżka nie rozmięka zbyt mocno w promieniach marcowego słońca. Mijamy Krajno i schodzimy do Św. Katarzyny. Po zdobyciu biletów wstępu do parku zaczynamy wspinaczkę na Łysicę. Idziemy szlakiem czerwonym. Tuż za wejściem do parku mijamy pomnik Stefana Żeromskiego, a kawałek dalej źródło oraz kaplicę Św. Franciszka. Wraz ze zdobywaniem wysokości początkowo łatwa ścieżka przez Puszczę Jodłową zamieniła się w iście lodową drogę i każdy krok trzeba stawiać bardzo uważnie, chyba, że było się przezornym i zabrało raczki. szczyt Łysic osiągamy po godzinie spacerku od Św. Katarzyny. Długi odpoczynek, pamiątkowa fotografia z Czarownicą, odbicie pieczątki potwierdzającej zdobycie kolejnego szczytu KGP i idziemy dalej. Około 500 m od Łysicy mijamy Skałę Agaty, która jak się nie tak dawno okazało jest najwyższym punktem Gór Świętokrzyskich, niestety sam wierzchołek jest bardzo trudno dostępny przez porastające go krzaki. Kontynuujemy wycieczkę do Przełęczy Św. Mikołaj z której to schodzimy do Kakonina gdzie zamykamy pętle i tym samym kończymy sabatową trasę.




 

 
 
Takie małe przypomnienie, około weekendowy 13-ty w 2022 jeszcze będzie:
- 13 maj, piątek,
- 13 czerwiec, poniedziałek,
- 13 sierpień, sobota,
- 13 listopad, niedziela.
Jest parę możliwości, obserwujcie pojawiające się wydarzenia na moim FB


wtorek, 8 marca 2022

13-ty, nie w piątek ale całkiem blisko. Między zachodem, a wschodem śłońca, noc na pustyni

Słowo się rzekło więc wyjścia nie było i na pustynię trzeba było pojechać. Wydarzenie, niby towarzyskie ale z tych nieco bardziej zwariowanych lub jak kto woli ekstremalnych, ale czego to człowiek nie wymyśli, a potem nie zrobi żeby z drugim człowiekiem się spotkać. Zbiórka godzinę przed zachodem słońca na Róży Wiatrów, chwila oczekiwania na zdeklarowanych, a spóźnionych i ruszamy. Dobrze, że spacer przez Pustynię Błędowską w stronę zachodzącego słońca nie był długi bo po pustyni wędruje się wcale nie łatwo a i orientację w terenie można stracić. Docieram do "oazy" już po zachodzie słońca. Szybciutko rozbijamy namioty, rozwieszamy hamaki i rozpalamy ognisko w nasz pustynnym obozie. Zapada zmrok. Łuna ogniska wskazywała drogę kolejnym uczestnikom, którzy dotarli do biwaku. Ciepło ogniska, i panująca tego lutowego wieczoru aura pozwala na cieszenie się klimatycznym miejscem i całym spotkaniem. Tuż po północy, czyli już 13-tego gasimy ogień. Część uczestników wraca w stronę Róży Wiatrów.

Mroźny świt (-10 C) 13-go budzi wszystkich jeszcze przed wschodem słońca. Podziwiamy wchód, pakujemy biwak i wracamy do... rzeczywistości. 










piątek, 28 stycznia 2022

Zima po bieszczadzku


Plan bieszczadzki zrodził się podczas wyjazdu w Beskid Wyspowy. Wojtek rzucił: może by w Bieszczady, zimą pojechać? Towarzystwo podłapało, błyskawicznie wskazało Wojtka jako głównego organizatora i tak oto z początkiem roku stawiliśmy się w liczbie 24 osób w Wołosatem. Naszą "bazą" na 4 dni stał się przytulny Pensjonat Stajnia. Ekipa, tak trochę na raty, stawia się w Bieszczadach już w środę 5 stycznia. Pierwszy towarzyski wieczór, zresztą jak zwykle, przeciąga się do późnych godzin nocnych.

 

 

Dzień  pierwszy, już wcześniej, zaplanowany został jako dzień rozruchowy przynajmniej taki był plan. Bez dyscypliny klubowej i generalnej mobilizacji startujemy w małych grupkach zdobywać Tarnicę. Śniegu w dolinie leży niewiele ale na tyle, że narciarstwo można uskuteczniać tuż po opuszczeniu asfaltowej drogi. W górę podążam razem z pierwszą grupą fragmentem Szlaku Karpackiego (Grybów - Rzeszów), który wymalowany jest kolorem niebieskim. Warun śniegowy nie rozpieszcza ale poprawia się wraz ze zdobywaniem wysokości. Ponad lasem, na połoninach, niestety śnieg jest mocno wywiany i zmrożony. Na przełęcz pod Tarnicą stajemy w niespełna 2 godziny. Wychodzimy na szczyt, pamiątkowe fotografie i zaczynamy powrót. Nasza grupa na przełęczy dzieli się. "Anioły" wracają przez Halicz i Rozsypaniec, ekipa "Dzidy" kieruje się do Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch, ja zjeżdżam wschodnim zboczem Tarnicy, a ekipa Wojtka wraca drogą podejścia. Na zjeździe dość szybko zrzuca mnie na dno doliny do strumienia. "Ofoczam" narty i podchodzę na grzbiet by kolejnym zjazdem osiągnąć już dolinę Wołosatego. Jeszcze chwila narciarstwa biegowego drogą biegnącą z Przełęczy Bukowskiej i wracam do wsi. Wieczór upływa, nie tylko, nad planowaniem kolejnego dnia i tradycyjnie kończy się gdzieś koło północy. 

Noc przynosi opad śniegu i zdecydowanie poprawia warun. Mroźny świt zapowiada ładny dzień. Towarzystwo podzielone wybiera się w stronę Rawek i Połoniny Caryńskiej, a skrzyknięta grupa narciarska rusza fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego w stronę Przełęczy Bukowskiej. Niestety kontuzja zmusza Anioły do rezygnacji z kontynuowania wycieczki. W czwórkę osiągamy przełęcz i po krótkim odpoczynku w wiacie, podziwianiu panoramy na ukraińską część Bieszczad dzielimy się, Ja ruszam na trawers Rozsypańca i Halicza, Krystyna z Darkiem wychodzą na Rozsypaniec i w drodze powrotnej zabierają Tomka w dolinę. Na grani śniegu mało i bardzo twardy trawers bardzo niewygodny ale pogoda i widoki piękne. Na przełęcz pod Tarnicą docieram tuż przed zachodem słońca. Podziwiam rozległą panoramę Bieszczad z widocznymi daleko na zachodzie Tatrami i zaczynam zjazd wzdłuż niebieskiego szlaku. Dno doliny osiągam już po zmroku. Chwila relaksu, wizyta w pizzerii gdzie jest dostęp do cyberprzestrzeni i lane i kończymy ...


Ciężki sobotni poranek ale nic to trzeba się brać. Piesi mają w planach Połoninę Wetlińską i w związku z tym muszą ruszyć wcześniej. Grupa skiturowa daje na Przełęcz Wyżniańską. Prosto z samochodu na fokach szuramy do bacówki. Po małym "co nie co" obieramy kierunek na Małą Rawkę. Ślady narciarskie, w zakosy, prowadzą stromym zalesionym stokiem nieco obok szlaku zielonego. Po dojściu do szlaku i przebiciu się wąską rynną przez jarzębiny wychodzimy na połoninę. Warun pogodowy fatalny: wiatr i mgła. Tomasz po osiągnięciu Małej Rawki decyduje się na powrót do bacówki, a ja z Krystyną i Darkiem idziemy w kierunku Wielkiej. Na szczycie Darek wraca na przełęcz, a pozostała dwójka zaczyna zjazd wzdłuż szlaku niebieskiego w kierunku Ustrzyk Górnych. Góra zjazdu super, w dole niestety śniegu coraz mniej za to przeszkód wystających coraz więcej. Kończymy zjazd tuż przed kładką na potoku Mała Rawka. Chwila oczekiwania na transport i jedziemy do Wołosatego. Popołudnie i wieczór? Tradycyjne!!!

Niedziela to niestety ostatni dzień pobytu w Bieszczadach i czas długiego powrotu ale może by jeszcze coś... Pobudka o 6 wyjście o 7 i szuramy z Aniołem prosto z pensjonatu na Tarnicę. Troszeczkę szkoda, że nie ruszyliśmy o 6 podobno był piękny wschód. Tarnicę zdobywamy w godzinę i czterdzieści minut, mimo jednego błędu nawigacyjnego. Pozostaje zjazd i czas żegnać się z Bieszczadami.