Nieubłagalnie upływający czas, tegoroczne wiosenne przesilenie oraz coraz większy brak motywacji do jakiejkolwiek regularnej aktywności fizycznej nieco mnie zaniepokoiły. Trzeba coś z tym zrobić!!! Chwila refleksji, przemyśleń i powrót do, jakże odległych w czasie, początków mojego biegania. Jak dla mnie najlepszy motywator to zaplanowanie startu w zorganizowanym biegu, najlepiej w jakimś mega spektakularnym. Ponowna chwila zadumy i jest cel: ponowny start w UTMB (Ultra-Trail du Mont-Blanc), w ciągu najbliższych 3 lat. Cel niby odległy, ale wymagający startu w biegach kwalifikacyjnych i zbierania cennych punktów iTRA (International Trail Running Association). Tak, więc zaczynam szukać możliwości startu jeszcze w tym roku. O dziwo są jeszcze wolne miejsca na niektórych biegach. Wybór pada na Chudego Wawrzyńca na dystansie +80 km ( 4 pkt iTRA). Jak dla mnie na początek idealnie: dystans do zrobienia w limicie czasu (18 godz.), blisko od domu i znany teren. Dwa miesiące skromnych przygotowań, dodatkowy, tygodniowy, pieszo-rowerowy rekonesans planowanej trasy biegu i o 3 w nocy, 7-go sierpnia melduję się w rajczańskim parku razem z ośmiuset biegaczami w strefie przedstartowej. Atmosfera pomimo chłodu nocy gorąca. Organizatorzy przekazują ostatnie istotne informacje, w tle słychać góralską muzykę start zaplanowany na 4:00. Tradycyjnie start zostaje nieco opóźniony, gdyż trasa biegu na pierwszym kilometrze krzyżuje się z torami kolejowym, po których około 4:10 przejeżdża pociąg relacji Zwardoń – Katowice. Startujemy o 4:13, pierwsze 1,5 km, w zwartej grupie, przy świetle czołówek, podążamy drogą z Rajczy do Rycerki. Po przekroczeniu torów kolejowych trasa zaczyna wspinać się, łąkami, do przysiółka Chromiaczki, z którego wąską zarośniętą ścieżką spadamy do Soli. Pierwsze podejście i zbieg wyraźnie porozrywały biegowy peleton. Z Soli, jeszcze w ciemności zaczynam długie podejście na Rachowiec, który osiągam już o brzasku. Kawałek zbiegu, punkt pomiaru czasu, płaski odcinek na grzbiecie graniczny, trawers Skalanki i już jestem na Przełęcz Graniczne. Póki, co jest dobrze, tempo idealne. Od Zwardonia trasa biegu pokrywa się ze szlakiem czerwonym, po którym biegnie aż do Wielkiej Rycerzowej. Po prawie 3 i pół godzinach biegu jestem przy schronisku pod Wielką Raczą, 26 km trasy. Właściwie bez odpoczynku ruszam dalej przez Małą Raczę, Halę Śrubita, Jaworzynę i Kikulę docieram do Przełęczy Przegibek, przy schronisku zorganizowany jest pierwszy punkt odżywczy. Uzupełniam bukłak wodą wypijam 3 kubki coli, zjadam pyszne ciasto i cisnę dalej. Grzbietem granicznym z jednym stromym podejściem osiągam Wielką Rycerzową gdzie znajduje się rozwidlenie tras biegu na: +50 i +80. Dla mnie wybór jest jeden +80 i zbieg na Przełęcz Przysłop. Z przełęczy szlakiem niebieskim wspinam się stromo na Świtkową, istna ściana płaczu, dalej kontynuuję bieg grzbietem granicznym przez Bukowinę Beskid Bednarów i Beskid Równy do kolejne ściany po pokonaniu, której osiągam, już mocno zmęczony, Oszus. Łapię chwile oddechu i przez kolejne graniczne szczyty spadam na Przełęcz Ujsolską (Glinka) gdzie zlokalizowany jest drugi punkt odżywczy to już 60 km biegu. Powtarzam rytuał: uzupełnienie wody, cola, ciasto + banan i piwo bezalkoholowe. Ruszam dale. Po lewej od trasy mijam Krawculę, osiągam kolejno: niewybitny Krawców Wierch, Grubą Buczynę, Wielki Groń i Trzy Kopce. Przede mną krótki na Halę Rysianka i podejście pod schronisko na Hali Lipowskie. W bufecie przed schroniskiem kupuję bezalkoholową „ipę” od Pinty i racząc się wybornym napojem odpoczywam. Do mety pozostało jeszcze długie 10 km. Dystans daj o sobie znać. Pojawiają się skurcze. Bardzo uważając, właściwie schodzę, a truchtam tylko na łatwiejszych i mniej kamienistych kawałkach trasy. Od Lipowskiej trasa wiedzie szlakiem żółtym przez Halę Bieguńską, Motykową i Redykalną aż do Zagronia, dalej szlakiem czarnym przez Kiczorę do Ujsuł. Jeszcze tylko kawałek asfaltu, mostek na Ujsole i jestem na mecie po 14 godzinach, 4 minutach i 20 sekundach. 7 lat wcześniej mój wynik na Chudym był o 40 minut gorszy, czyli jest dobrze. Zająłem 128 miejsce w klasyfikacji generalnej na 191 skalsyfikowanych. Kolejny start w Beskidzie Wyspowym, ale dopiero w przyszłym roku.
O górach, wędrówce, bieganiu i wszystkim tym co mnie pasjonuje i co spotykam na swojej drodze. Generalnie gnam wszędzie tam gdzie mogę, gdzie się da i póki sił mi wystarczy. Jak trzeba zwalniam ale niechętnie.
sobota, 4 września 2021
Biegiem po „swoich” górach, czyli Chudy Wawrzyniec 2021
Etykiety:
Beskid Żywiecki,
Beskidy,
bieganie,
extrim,
góry,
motywacja,
mountains,
przekraczanie granic,
przyroda,
run,
running,
Rysianka,
sport,
ultrarunning,
Wielka Rycerzowa,
wyzwania,
wyzwanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeszcze zimowe, to Zimowe
Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5...
-
Jak zaglądacie na bloga to możecie dojść do wniosku, że generalnie dziać się przestało i chyba sił już brakło. Sam nie potrafię wytłumaczyć ...
-
Magóry to maluteńki przysiółek, należący do Piwnicznej Zdroju, a położony na zboczu pasma Eliaszówki w Beskidzie Sądeckim. Na malowniczej ...
-
Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz