sobota, 4 września 2021

Biegiem po „swoich” górach, czyli Chudy Wawrzyniec 2021

Nieubłagalnie upływający czas, tegoroczne wiosenne przesilenie oraz coraz większy brak motywacji do jakiejkolwiek regularnej aktywności fizycznej nieco mnie zaniepokoiły. Trzeba coś z tym zrobić!!! Chwila refleksji, przemyśleń i powrót do, jakże odległych w czasie, początków mojego biegania. Jak dla mnie najlepszy motywator to zaplanowanie startu w zorganizowanym biegu, najlepiej w jakimś mega spektakularnym. Ponowna chwila zadumy i jest cel: ponowny start w UTMB (Ultra-Trail du Mont-Blanc), w ciągu najbliższych 3 lat. Cel niby odległy, ale wymagający startu w biegach kwalifikacyjnych i zbierania cennych punktów iTRA (International Trail Running Association). Tak, więc zaczynam szukać możliwości startu jeszcze w tym roku. O dziwo są jeszcze wolne miejsca na niektórych biegach. Wybór pada na Chudego Wawrzyńca na dystansie +80 km ( 4 pkt iTRA). Jak dla mnie na początek idealnie: dystans do zrobienia w limicie czasu (18 godz.), blisko od domu i znany teren. Dwa miesiące skromnych przygotowań, dodatkowy, tygodniowy, pieszo-rowerowy rekonesans planowanej trasy biegu i o 3 w nocy, 7-go sierpnia melduję się w rajczańskim parku razem z ośmiuset biegaczami w strefie przedstartowej. Atmosfera pomimo chłodu nocy gorąca. Organizatorzy przekazują ostatnie istotne informacje, w tle słychać góralską muzykę start zaplanowany na 4:00. Tradycyjnie start zostaje nieco opóźniony, gdyż trasa biegu na pierwszym kilometrze krzyżuje się z torami kolejowym, po których około 4:10 przejeżdża pociąg relacji Zwardoń – Katowice. Startujemy o 4:13, pierwsze 1,5 km, w zwartej grupie, przy świetle czołówek, podążamy drogą z Rajczy do Rycerki. Po przekroczeniu torów kolejowych trasa zaczyna wspinać się, łąkami, do przysiółka Chromiaczki, z którego wąską zarośniętą ścieżką spadamy do Soli. Pierwsze podejście i zbieg wyraźnie porozrywały biegowy peleton. Z Soli, jeszcze w ciemności zaczynam długie podejście na Rachowiec, który osiągam już o brzasku. Kawałek zbiegu, punkt pomiaru czasu, płaski odcinek na grzbiecie graniczny, trawers Skalanki i już jestem na Przełęcz Graniczne. Póki, co jest dobrze, tempo idealne. Od Zwardonia trasa biegu pokrywa się ze szlakiem czerwonym, po którym biegnie aż do Wielkiej Rycerzowej. Po prawie 3 i pół godzinach biegu jestem przy schronisku pod Wielką Raczą, 26 km trasy. Właściwie bez odpoczynku ruszam dalej przez Małą Raczę, Halę Śrubita, Jaworzynę i Kikulę docieram do Przełęczy Przegibek, przy schronisku zorganizowany jest pierwszy punkt odżywczy. Uzupełniam bukłak wodą wypijam 3 kubki coli, zjadam pyszne ciasto i cisnę dalej. Grzbietem granicznym z jednym stromym podejściem osiągam Wielką Rycerzową gdzie znajduje się rozwidlenie tras biegu na: +50 i +80. Dla mnie wybór jest jeden +80 i zbieg na Przełęcz Przysłop. Z przełęczy szlakiem niebieskim wspinam się stromo na Świtkową, istna ściana płaczu, dalej kontynuuję bieg grzbietem granicznym przez Bukowinę Beskid Bednarów i Beskid Równy do kolejne ściany po pokonaniu, której osiągam, już mocno zmęczony, Oszus. Łapię chwile oddechu i przez kolejne graniczne szczyty spadam na Przełęcz Ujsolską (Glinka) gdzie zlokalizowany jest drugi punkt odżywczy to już 60 km biegu. Powtarzam rytuał: uzupełnienie wody, cola, ciasto + banan i piwo bezalkoholowe. Ruszam dale. Po lewej od trasy mijam Krawculę, osiągam kolejno: niewybitny Krawców Wierch, Grubą Buczynę, Wielki Groń i Trzy Kopce. Przede mną krótki na Halę Rysianka i podejście pod schronisko na Hali Lipowskie. W bufecie przed schroniskiem kupuję bezalkoholową „ipę” od Pinty i racząc się wybornym napojem odpoczywam. Do mety pozostało jeszcze długie 10 km. Dystans daj o sobie znać. Pojawiają się skurcze. Bardzo uważając, właściwie schodzę, a truchtam tylko na łatwiejszych i mniej kamienistych kawałkach trasy. Od Lipowskiej trasa wiedzie szlakiem żółtym przez Halę Bieguńską, Motykową i Redykalną aż do Zagronia, dalej szlakiem czarnym przez Kiczorę do Ujsuł. Jeszcze tylko kawałek asfaltu, mostek na Ujsole i jestem na mecie po 14 godzinach, 4 minutach i 20 sekundach. 7 lat wcześniej mój wynik na Chudym był o 40 minut gorszy, czyli jest dobrze. Zająłem 128 miejsce w klasyfikacji generalnej na 191 skalsyfikowanych. Kolejny start w Beskidzie Wyspowym, ale dopiero w przyszłym roku.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeszcze zimowe, to Zimowe

Nadszedł w końcu czas XXXVIII Zimowego wejścia na Babią Górę z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim o/Sosnowiec im. gen. Mariusz Zaruskiego 3-5...